Zayn obserwował jak Malia krąży po całym gabinecie, to zakładając ręce na piersi, to znów je opuszczając. W końcu pod czujnym okiem psycholożki zajęła miejsce na jednym z trzech krzeseł. Nie wydawała się jednak zadowolona, ciągle się wierciła, a gdy niemal straciła równowagę, obie dłonie mocno zacisnęła po dwóch stronach krzesła. A i wtedy nie mogła usiedzieć spokojnie. Jej oczy zdawały się śledzić cały gabinet, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej.
-Malia.-Psycholożka najwyraźniej nie pierwszy raz spotkała się z takim zachowanie, bo gdy Zayn zaczynał tracić cierpliwość, ona wyglądała na całkowicie opanowaną.
-Tak?-Malia w końcu na nią spojrzała, wyraźnie niezadowolona, że jej przerwano.
-Twój ojciec jest, delikatnie mówiąc, niezadowolony z postępów twojej...naszej pracy. Notorycznie opuszczasz zajęcia, wymykasz się z pokoju, a ponad to dyżurni bez przerwy wpadają na ciebie na korytarzu.
Zayn, ignorowany przez obie panie, przysiadł na ostatnim krześle i z zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie. Wiedział już dlaczego dziewczyna była taka zdenerwowana podczas ich pierwszego spotkania. To znaczy, naturalnie zdawał sobie sprawę, że wzięła go za dyżurnego i przyłapana mogła mieć spore problemy, jednak teraz wiedział, że to nie był pierwszy raz. Ani najwyraźniej drugi czy trzeci.
-Pozwól sobie pomóc.-Clara skończyła łagodnym tonem, po czym spojrzała na Malie jak na spłoszone zwierzę, które w każdej chwili może uciec.
W istocie, dziewczyna poderwała się na równe nogi, a złość zatańczyła w jej oczach. Gotując się w środku, nachyliła się nad biurkiem i już bez większego problemu zatrzymała wzrok na pani Hayes.
-A co mam robić?!-krzyknęła z nutą desperacji w głosie. Psycholożka nawet nie drgnęła, widocznie do tego również była przyzwyczajona.-Faszerujecie mnie tylko kolorowymi pigułkami! Jeśli w porę nie wyjdę, to przez resztę dnia będę zachowywała się jak naćpana idiotka, o to wam chodzi?!
Nagle jej dziwne zachowanie przestało być takie dziwne. Napady złości, nieobecne spojrzenia i brak wewnętrznej równowagi były skutkami ubocznymi różnorodnych pigułek.
-One mają za zadanie ci pomóc.-Clara w dalszym ciągu była idealnie opanowana.
-Chcecie mi pomóc? To mnie stąd wypuście, proszę-jej głos wyraźnie się załamał pod koniec zdania.
-Twój ojciec...
-Mój ociec jest nieczułym palantem, pracującym wyłącznie na swoją nienaganną reputację.
Tracąc nad sobą panowanie, uderzyła pięścią o blat biurka. Zayn, który przez cały czas opierał się o nie jedną ręką, odskoczył zdziwiony i z głupią miną obserwował jak wszystkie rzeczy stojące zbyt blisko krawędzi, po prostu spadły na podłogę. Następnie przeniósł wzrok na Malie, która jednak nie wyglądała na skruszoną, wręcz przeciwnie. Gniew buzował w niej jeszcze większą siłą niż na początku.
Malik obserwował jak jej wiecznie blade policzki pokrywają się czerwonymi rumieńcami, niemającymi nic wspólnego z zawstydzeniem. Ręce drgały jej delikatnie, a usta zaciśnięte były w wąską linię, zdradzając niezadowolenie. Oczy zaś ciskały gromami.
-Malia, usiądź proszę. W przeciwnym wypadku będę zmuszona zawiadomić ochronę.
Słysząc te słowa, blondynka odetchnęła głęboko, jakby chcąc wygonić z siebie negatywne emocje. Dla Zayna było ogromnym zaskoczeniem zobaczyć jak w jednej chwili cała jej złość ulatnia się, zastąpiona rezygnacją. Jeszcze nigdy nie spotkał nikogo o tak interesującym usposobieniu.
-Przepraszam.
I Clara i Zayn sądzili, że już wszystko w porządku, jednak Malia jak zwykle musiała ich czymś zaskoczyć. Zamiast usiąść, tak jak została poproszona, uklękła i zaczęła sprzątać porozrzucane przez siebie przedmioty. Nie było tego wiele, jedynie kilka kartek i parę figurek, które niestety nie zniosły upadku. Wykonany w całości ze szkła Big Ben, teraz był podzielony na dziesiątki innych części.
W tym czasie psycholożka przestała udawać opanowaną i Malik mógł w końcu zobaczyć ją w nieco zmienionej wersji. Mocno zaniepokojonej, wypadałoby dodać. On sam nie mógł pojąć jak w tak krótkim czasie cały poranek nabrał o wiele ciekawszego znaczenia.
-Malia, odsuń się. Posprzątam to sama.
-Ja, ja pomogę. Powinnam...
Ostry kawałek szkła niespodziewanie wbił się w jej dłoń, a stróżka krwi zaczęła powoli kapać na na jasne panele. I podczas, gdy Clara do reszty traciła swoją maskę obojętności, a Zayn doskoczył do blondynki, główna zainteresowana była niespodziewanie spokojna. Uśmiechnęła się delikatnie , głowę przechyliła pod innym kątem by lepiej widzieć ranę. Wyglądała na całkowicie odprężoną i zadowoloną z siebie. Aż nagle krzyknęła krótko, a cały spokój ustąpił miejsca zszokowaniu. Zdrową rękę przyłożyła do ust, równocześnie mamrocząc coś co przypominało 'nie, nie, nie'.
Zayn uniósł głowę, napotykając czarne oczy psycholożki. Kobieta sztywnym krokiem podeszła do gablotki i niemal mechanicznie sięgnęła po apteczkę. Następnie uklękła obok nich i wyciągnęła z apteczki wodę utlenioną oraz bandaże. Nie złapała jednak ręki Malii, lecz patrzyła na dziewczynę wyczekująco. Malia nie zwracała na nią większej uwagi, jej wzrok utkwiony był w krwi, która swobodnie spływała po jej palcach, tworząc na panelach malutką kałużę.
-Ja nie chciałam...-szepnęła oszołomiona.-To był wypadek. Ja nie chciałam, naprawdę. Nie chciałam.
Uniosła głowę, patrząc z niedowierzeniem na Zayna. Nim ten zdążył zareagować złapała go mocno za rękę, nie zważając, że plami przy tym jego bluzę. Malik próbował delikatnie wyrwać się z tego nadzwyczaj mocnego uścisku, jednocześnie patrząc na Clarę jak na ostatnią deskę ratunku. Może i nie uważał Malii za szczególnie niebezpieczną, jednak w tej chwili jej zachowanie bardzo go niepokoiło.
-Zaprowadź ją na kanapę. Tutaj nie mogę jej opatrzyć.
Zrobił tak jak kazała, w między czasie zdołał również rozluźnić uścisk blondynki, dzięki czemu psycholożka niemal bez problemu mogła zająć się zranioną ręka. Zanim jednak się do tego zabrała, krytycznie zerknęła na czerwony rękaw bluzy Malii. Już chciała go podwinąć, by nie przeszkadzał jej przy pracy, gdy dziewczyna niezwykle przytomnie wyszarpnęła rękę.
-Nie-wychrypiała ostro.
-Ależ...W porządku.-Jak na gust Zayna, Clara poddała się zbyt łatwo, ale w tej chwili nie było sensu o tym dyskutować.-Pozwól chociaż oczyścić ranę.
Malia już nie protestowała. Nie chciała również patrzeć na krew, więc swoje szkliste od powstrzymywanych łez oczy, przeniosła na Zayna. I choć chłopak był mocno wytrącony z równowagi obecną sytuacją, wysilił się na słaby uśmiech.
Kiedy było już po wszystkim, Clara spojrzała na nich surowo. Nie była jednak zła. Może nieco spięta całą sytuacją i konsekwencjami, które będzie musiała wyciągnąć.
-Odprowadź ją do pokoju. Sama bym to zrobiła, ale muszę tu posprzątać i porozmawiać z szefową.
-Ale...-Blondynka chciała protestować, lecz szybko zrezygnowała z tego pomysłu.
-Nie mogę zachować tego dla siebie, przykro mi. Twój ojciec również zostanie powiadomiony.
Malia nie skomentowała tego, a jedynie podeszła do drzwi i wyczekująco spojrzała na Zayna. Ten z kolei podrapał się karku, rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu westchnął i otworzył przed nią drzwi.
-Prowadź -silił się na lekki ton, lecz atmosfera między nimi zrobiła się tak ciężka, że jego chęci poszły na marne.
-Teraz naprawdę masz mnie za wariatkę-mruknęła tak cicho, że zapewne Zayn miał tego nie usłyszeć.
Mimo to usłyszał i raczej nie miał zamiaru skomentować. Sam nie wiedział co myśli. Malia zachowywała się tak jak to miała w zwyczaju. Nieodpowiednio do sytuacji, zmiennie, bez konkretnego schematu. Po prostu w jednej chwili wszystko było w porządku, a w drugiej już nie.
-Zniszczysz sobie buty.-Po części chciał zmienić temat na bardziej przyziemny, jednak faktem było że Malia rzeczywiście szurała swoimi czarnymi trampkami, a wchodzą po schodach nie szczędziła im obitych czubków.
-Co?-Zerknęła w dół, nieco rozkojarzona.-Już są zniszczone.
Wzruszyła ramionami, jakby pokazując, że wcale jej to nie obchodzi.
Zayn mimowolnie zerknął na swoje nowe nike i poczuł się niezręcznie. Nie żeby Malia wyglądała niechlujnie, po prostu jej ubrania były widocznie sprane, a buty pozdzierane w wielu miejscach. Natomiast on ubierał się drogo i według panującej mody, a przynajmniej wtedy, gdy do jego szafy dobrała się ich stylistka. Nigdy nie czuł się z tego powodu gorszy, bo niby dlaczego? Dopiero teraz to uczucie przeszło na niego. Tutaj nikt nie zwracał uwagi na tak błahe sprawy jak markowe ciuchy.
-Więc...to tutaj-Malia wskazała niepewnie na jedne z wielu drzwi. Tak jak reszta były metalowe, a rozróżnić można je było tylko dzięki numerowi.
Malik liczył, że zobaczy w nich tonę zamków, lub czegoś podobnego, tak by uniemożliwić chorym swobodne opuszczanie pomieszczenia. Brak tego rodzaju środka ostrożności wyjaśnił niedozwolone przechadzki dziewczyny po całym ośrodku.
-Większość z nas i tak nie widzi sensu w wychodzeniu, a jako, że to piętro zajmowane jest przez osoby niegroźne, nikt nie myśli o więzieniu nas-wyjaśniła, widząc jego pytające spojrzenie.
-Niegroźne? A gdzie psychopaci?
-Piętro wyżej, trzeba przejść sporo zabezpieczeń żeby się tam dostać. Ale skoro tutaj pracujesz to chyba powinieneś to wiedzieć...-podejrzliwość w jej głosie była aż nazbyt wyraźna.
-Widocznie nie jestem tak pilnym pracownikiem, za jakiego chciałbym się uważać. Poradzisz sobie?
Malia pokiwała głową i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Choć mulat nie wszedł do środka, mógł zobaczyć całe pomieszczenie, w końcu było tak niewielkie. W środku mieściło się jedynie skromne łóżko nakryte burą narzutą, metalowy stolik, na którym stał plastikowy kubek z wodą, natomiast w róg wciśnięta została mała szafka, zapewne z ubraniami. Całość nie sprawiała powalającego wrażenia, tym bardziej, że światło sądzące się z żarówki było tak ponure. Jedynie okno, naturalnie z kratami, rozjaśniało nieco tą klitkę.
-Witaj w moim królestwie-Malia nawet nie siliła się na ukrycie ironii w głosie. Nieświadomie bawiła się bandażem, a gdy w końcu to do niej dotarło, wyglądała na jeszcze bardziej zmieszaną.-Hmm...to cześć.
Zamknęła za sobą drzwi. Zayn natomiast stał jeszcze chwilę w miejscu i choć dzień zdawał się ciągnąć w nieskończoność, on uśmiechał się pod nosem.
Pożegnała się z nim, a to już ogromny postęp.
sobota, 21 lutego 2015
sobota, 14 lutego 2015
Rozdział 3
-Wróciłem!
Zayn stanął w drzwiach ich wspólnego domu, a zdumiony odpowiadającą mu ciszą, ruszył dalej. Nie żeby oczekiwał głośnych okrzyków entuzjazmu, czy też zainteresowania jego nadzwyczaj ciekawym dniem, ale mimo wszystko liczył na choćby skromne przywitanie. Tak czy inaczej nie wypadało, by w dalszym ciągu stał w przejściu, więc wszedł do środka, automatycznie zapalając światło. Robił to w każdym mijanym pomieszczeniu, aż dotarł do salonu, gdzie ujrzał pierwsze ślady życia. W pokoju palił się telewizor, a dwie osoby, które zapewne wcześniej go oglądały, teraz nie wykazywały najmniejszego zainteresowania puszczanymi reklamami. Niall spał na kanapie, owinięty absurdalną ilością koców, Harry zaś zadowolił się podłogą i najwyraźniej nie potrzebował żadnego okrycia.
Mulat pokręcił głową, wznosząc oczy do nieba. Wyłączył telewizor , po czym zabrał się za budzenie kumpli. W pierwszej kolejności klęknął przy Loczku, bowiem istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że chłopak odgryzie mu rękę, albo zrobi cokolwiek podobnego.
-Harry...-mruknął, nad jego uchem. Rzecz jasna nie przyniosło to zamierzonego efektu. Styles wymamrotał coś niezrozumiałego, a następnie odwrócił się na drugą stronę, tym samym napotykając opór kanapy. Dopiero wtedy otworzył swoje zielone oczy.-Wstawaj.
-Zayn? Co ty tu robisz?-wymamrotał, ziewając szeroko.
-Budzę was, pieprzone leniwce.
Jakby dla potwierdzenia swoich słów, podszedł do Nialla i modląc się w duchu, trącił go delikatnie w ramię. Chłopak w odpowiedzi zamachał rękami, kilka razy o mało nie trafiając Malika w nos. Taki sam skutek przyniosło drugie szturchnięcie, i dopiero za trzecim razem Irlandczyk wyraźnie niezadowolony zaczął wierzgać również nogami, a przez grubą warstwę koców stracił równowagę, spadając prosto na podłogę. Ten nagły upadek przywrócił go do żywych, toteż od razu zaczął szukać winnego.
-Należało ci się-Zayn odparł lekko, w duchu ciesząc się jak małe dziecko, że tym razem obeszło się bez żadnych zębów.
-Jak było?-blondyn zmienił temat, ale sposób w jaki masował obolałą głowę jasno mówił, że nie był zadowolony. Przecież nie można bezkarnie budzić kogoś z drzemki!
-Pytasz jak było w siedzibie wariatów?-Mulat przysiadł na kanapie, obok przysypiającego Harrego.-A więc całkiem normalnie, cóż przynajmniej lepiej niż się spodziewałem.
-Czyli nie będziesz nasz dręczył parszywym humorem przez całe wakacje.-Loczek podsumował prosto, nagle zainteresowany rozmową.
-Nie bądź tego taki pewny. Wstawanie z samego rana raczej nie wpędzi mnie w szampański nastrój.
Jęki i pomruki, które nastąpiły po jego słowach jasno dały do zrozumienia, że nikt nie spodziewa się by Zayn choć trochę zmienił swoje zachowanie. W końcu od bardzo długiego czasu mieli styczność z Zaynem-supergwiazdą, albo Zaynem-lepiej-się-do-mnie-nie-odzywaj.
-Dobra, rozumiem. Domyślam się również, że Liam i Louis nie wrócą na noc, więc zamiast na nich czekać po prostu pójdę spać i wam również to polecam.
Harry pierwszy ruszył do swojego pokoju. Odkąd jego przyjaźń z Louisem mocno się ochłodziła, chłopak stał się znacznie bardziej spokojny. Jego nocne życie sprowadzało się do długich, naprawdę długich nocek w łóżku, a nie tak jak kiedyś- w klubie. Nic więc dziwnego, że i teraz nie mógł się doczekać spotkania z własną pościelą, bądź co bądź dywan nigdy nie był najwygodniejszym posłaniem.
Zayn poszedł w jego ślady, choć przy schodach naszła go fala wątpliwości. Nie chciał zostawiać Nialla samego z ponurymi myślami, a jednak po całym dniu był w cholerę zmęczony. Ostatecznie uznał, że Irlandczykowi przyda się chwila samotności na przemyślenie wszystkiego, więc znacznie spokojniejszy ruszył do swojej sypialni.
Zayn leżał w łóżku i choć zegar uporczywie pikał, sygnalizując wybicie siódmej rano, nie zamierzał szybko wychodzić spod ciepłej kołdry. Zamiast tego niecierpliwym ruchem strącił budzić z szafki, po czym relaksując się ciszą, na nowo zamknął oczy.
Niecały miesiąc temu, skończyli trasę koncertową, w trakcie której zmuszony był do częstych pobudek w środku nocy. Dodatkowy stres i wysiłek fizyczny nie ułatwiły mu życia, toteż wracając do domu każdą wolną chwilę spędzał na odpoczynku bądź imprezowaniu. Chciał skutecznie wypocząć przed pracą w studiu, i planowaniem kolejnej, wielomiesięcznej trasy. Dlatego z ogromną niechęcią przyjął do wiadomości, że w psychiatryku ma się stawiać o godzinie ósmej, sześć dni w tygodniu. Tyle wystarczyło by skutecznie go zniechęcić, tym bardziej, że koniec pracy społecznej oznaczał również koniec jego leniwych dni przed nagrywaniem nowej płyty.
-Zayn! Wstawaj, bo zaraz się spóźnisz!-Niall załomotał pięściami w drzwi. Zadziwiające ile w tym człowieku siły, gdy jego umysłu nie zajmują przykre rozmyślenia.
Malik niechętnie wstał z łóżka i klnąc cicho pod nosem, zaczął grzebać w szafie. Nie żeby było to konieczne, większość ubrań i tak leżała na podłodze, jednak stwierdził, że wypada założyć coś co nie wygląda jakby pies wpierw to zjadł, a następnie wypluł. Irlandczyk natomiast bez zaproszenia wtargnął do jego świątyni i jakby z zamysłem wyłożył się na jeszcze ciepłym łóżku.
-Tak, Niall. Twoja osoba rozświetla mi ten jakże piękny poranek-mulat niemal warknął, ale był zbyt zajęty wciąganiem na siebie jeansów by wyrazić swój sprzeciw w jakikolwiek inny sposób.
-Uhmm...Ubierz tą niebieską-blondyn ignorując jego wrogi ton, postanowił wybić mu z głowy ubranie okropnej zielonej bluzy.
-Dzięki, Wyrocznio Mody.
-Zawsze do usług.
Niczym duch podążył za Malikiem do kolejnego pomieszczenia jakim okazała się łazienka. Opierając się o framugę drzwi z zaciekawieniem oglądał jak chłopak siłuje się z pastą do zębów.
-Chcesz śniadanie?-zapytał, widząc jak ogromną przewagę zyskuje zwykła tubka Blend-a-med.
-Twoje? Spasuję, nie wypada już na początku pracy iść na chorobowe.
Przez chwilę w oczach blondyna gościła uraza, jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie było sensu toczyć sporu o takie drobnostki, tym bardziej, że na usta Malika powoli wypływał leniwy uśmiech.
-TO BYŁY MOJE MARCHEWKI!
Do ich uszu dobiegł wkurzony wrzask. Zayn wypluł do zlewu resztę pasty(w końcu zwyciężył nad zdradziecką tubką), po czym wybiegł z łazienki, zbiegł po schodach, by na samym końcu dotrzeć do kuchni. Nie trzeba było długo czekać, a miejsce u jego boku zajął zdyszany Niall. Scena, która rozgrywała się przed ich oczami, była co najmniej absurdalna, ale oni nie byli ani trochę zdumieni. Podobne sytuacje zdarzały się w tym domu bardzo często i nikogo już nie dziwiły. Louis i Liam, którzy zdążyli wrócić od swoich dziewczyn raptem pół godziny wcześniej, teraz stali naprzeciw siebie, mocno zagniewani.
-Co tym razem?-mulat założył ręce na piersi, dając do zrozumienia, że jego irytacja zaraz dosięgnie maksimum.
-Liam zrobił sałatkę z marchewek.
-I to jest ten wielki problem?-Niall zrucił pośpiesznie spojrzenie misce ze wspomnianą sałatką. Chyba tylko obecność rozgniewanych przyjaciół powstrzymała go od szybkiego skonsumowania jej zawartości.
-Tak, bo to były MOJE marchewki! Mógł kupić sobie własne.
Zayn uniósł oczy do nieba. Nie wiedział już co robić. Chciało mu się krzyczeć nad głupotą swoich współlokatorów, a jednocześnie ledwo hamował śmiech, który pchał mu się na usta. Doszedł jednak do wniosku, że woli nie podjuszać chłopaków swoją lekceważącą postawą, toż to przecież chodziło o marchewki samego Louisa Tomlinsona!
-No, Niall. Jak już słusznie zauważyłeś, zaraz spóźnię się do pracy. Z tego też powodu, jestem zmuszony zrzucić całą sprawę na twoje barki.
Nie czekając na protesty, żwawym krokiem opuścił dom, po drodze łapiąc w dłonie swoją ulubioną skórzaną kurtkę.
Jako, że na dworze panowała okropna pogoda, czyli nic nowego w Londynie, mulat pośpiesznie wskoczył za kierownicę swojego auta. Nie można mu zarzucić, że jadąc złamał choćby jeden przepis. Wręcz unikał szybkiej jazdy, na pasach przepuszczał pieszych, a i światła nie sprawiały mu najmniejszego problemu. Idealny przykład dobrego kierowcy. Gdyby tylko za cel nie przyświecało mu odwlekanie dojazdu do pracy.
Dopiero spoglądając na zegarek, zdał sobie sprawę, że naprawdę jest spóźniony. Z tą nowo odkrytą wiedzą, przyśpieszył nieco, łamiąc pierwszy tego dnia przepis.
Zayn wbiegł do recepcji, plując sobie w brodę, że nie pomyślał, by wcześniej sprawdzić godzinę. Tyle czasy zmarnował na powolnym krążeniu po mieście podczas, gdy pani Hayes na pewno niecierpliwie na niego czeka. Wzdychając wbiegł na trzecie piętro, skręcił w prawo, a może w lewo? Nawet nie zwrócił uwagi gdzie się kieruje. Znowu skręcił, a przynajmniej taki miał zamiar. Zamiast tego wpadł prosto na zaskoczoną blondynkę.
-Jeszcze trochę, a pomyślę, że mnie prześladujesz.
-Daruj sobie, śpieszę się-zdezorientowany rozejrzał się po korytarzu, a energia, która jeszcze chwilę mu towarzyszyła, teraz rozwiała się bez śladu.
Po raz kolejny zgubił się i po raz kolejny tej niewątpliwej porażce przyglądała się Malia. To chyba wystarczający powód by jego męska duma zaczęła się buntować.
-Pomóc ci?-zapytała z niezwykłą dla siebie uprzejmością. Widząc jego zmarszczone brwi, dodała.-Ohh, błagam. Między planami masowego morderstwa, a szukaniem drogi ucieczki, mam trochę wolnego czasu.
Jej próby rozluźnienia atmosfery wyraźne nie poszły na marne, bo Zayn w końcu przytaknął, nie mniej ze sporym wahaniem. Tak ciężko było mu zrozumieć zachowanie Malii. W jednej chwili niemal ciskała w niego gromami, urażona samą rozmową, w drugiej zaś wyraźnie chciała przebywać w jego towarzystwie. Nie wspominając już o tych momentach, gdy najzwyczajniej w świeci odlatywała, zachowując się przy tym jak typowa wariatka.
Albo tak jest z każdą dziewczyną i dlatego nie można ich zrozumieć, albo tylko Malia miała tendencje do nagłych zmian nastroju. Jak w kalejdoskopie.
-Awansowałem?-zapytał, gdy jak się okazało, dziewczyna nie traktowała go jak intruza.
-Okazuje się, że tylko ty jesteś chętny do rozmów. Chyba nie powinnam narzekać.
-Super, czyli awans.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Naprawdę się uśmiechnęła. Szeroko, ukazując dołeczki w policzkach. Zayn nie potrafił nawet sobie wyobrazić jak taki jeden uśmiech potrafi zmienić wyraz twarzy, a prawdą było że przez te kilka sekund Malia wyglądała na zupełnie odprężoną, zadowoloną i nawet mniej szaloną.Cała magia zniknęła jednak, gdy dziewczyna na powrót się odwróciła, kiwając lekko głową. A w geście tym było tyle swobody, jakby dziewczyna na krótką chwilę odleciała z tego świata. Trwało to nie dłużej niż poprzedzający wydarzenie uśmiech, ale niepokój pozostał.
Kalejdoskop, pomyślał Zayn i to wcale nie po raz pierwszy tego dnia.
-Wszystko w porządku?
-Co? Tak w najlepszym.
Stanęła przed drzwiami gabinetu 433. Zayn już zamierzał zapukać, ale drzwi otworzyły się nagle, a jego ręka zawisła tuż przed twarzą Cary. Pośpiesznie ją opuścił, mamrocząc coś pod nosem.
-Spóźniłeś się-psycholożka obdarzyła go srogim spojrzeniem, lecz jej wzrok momentalnie złagodniał, gdy ujrzała dziewczynę.-Malia, ciesze się, że cię widzę. Wejdź, proszę.
Zayn stanął w drzwiach ich wspólnego domu, a zdumiony odpowiadającą mu ciszą, ruszył dalej. Nie żeby oczekiwał głośnych okrzyków entuzjazmu, czy też zainteresowania jego nadzwyczaj ciekawym dniem, ale mimo wszystko liczył na choćby skromne przywitanie. Tak czy inaczej nie wypadało, by w dalszym ciągu stał w przejściu, więc wszedł do środka, automatycznie zapalając światło. Robił to w każdym mijanym pomieszczeniu, aż dotarł do salonu, gdzie ujrzał pierwsze ślady życia. W pokoju palił się telewizor, a dwie osoby, które zapewne wcześniej go oglądały, teraz nie wykazywały najmniejszego zainteresowania puszczanymi reklamami. Niall spał na kanapie, owinięty absurdalną ilością koców, Harry zaś zadowolił się podłogą i najwyraźniej nie potrzebował żadnego okrycia.
Mulat pokręcił głową, wznosząc oczy do nieba. Wyłączył telewizor , po czym zabrał się za budzenie kumpli. W pierwszej kolejności klęknął przy Loczku, bowiem istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że chłopak odgryzie mu rękę, albo zrobi cokolwiek podobnego.
-Harry...-mruknął, nad jego uchem. Rzecz jasna nie przyniosło to zamierzonego efektu. Styles wymamrotał coś niezrozumiałego, a następnie odwrócił się na drugą stronę, tym samym napotykając opór kanapy. Dopiero wtedy otworzył swoje zielone oczy.-Wstawaj.
-Zayn? Co ty tu robisz?-wymamrotał, ziewając szeroko.
-Budzę was, pieprzone leniwce.
Jakby dla potwierdzenia swoich słów, podszedł do Nialla i modląc się w duchu, trącił go delikatnie w ramię. Chłopak w odpowiedzi zamachał rękami, kilka razy o mało nie trafiając Malika w nos. Taki sam skutek przyniosło drugie szturchnięcie, i dopiero za trzecim razem Irlandczyk wyraźnie niezadowolony zaczął wierzgać również nogami, a przez grubą warstwę koców stracił równowagę, spadając prosto na podłogę. Ten nagły upadek przywrócił go do żywych, toteż od razu zaczął szukać winnego.
-Należało ci się-Zayn odparł lekko, w duchu ciesząc się jak małe dziecko, że tym razem obeszło się bez żadnych zębów.
-Jak było?-blondyn zmienił temat, ale sposób w jaki masował obolałą głowę jasno mówił, że nie był zadowolony. Przecież nie można bezkarnie budzić kogoś z drzemki!
-Pytasz jak było w siedzibie wariatów?-Mulat przysiadł na kanapie, obok przysypiającego Harrego.-A więc całkiem normalnie, cóż przynajmniej lepiej niż się spodziewałem.
-Czyli nie będziesz nasz dręczył parszywym humorem przez całe wakacje.-Loczek podsumował prosto, nagle zainteresowany rozmową.
-Nie bądź tego taki pewny. Wstawanie z samego rana raczej nie wpędzi mnie w szampański nastrój.
Jęki i pomruki, które nastąpiły po jego słowach jasno dały do zrozumienia, że nikt nie spodziewa się by Zayn choć trochę zmienił swoje zachowanie. W końcu od bardzo długiego czasu mieli styczność z Zaynem-supergwiazdą, albo Zaynem-lepiej-się-do-mnie-nie-odzywaj.
-Dobra, rozumiem. Domyślam się również, że Liam i Louis nie wrócą na noc, więc zamiast na nich czekać po prostu pójdę spać i wam również to polecam.
Harry pierwszy ruszył do swojego pokoju. Odkąd jego przyjaźń z Louisem mocno się ochłodziła, chłopak stał się znacznie bardziej spokojny. Jego nocne życie sprowadzało się do długich, naprawdę długich nocek w łóżku, a nie tak jak kiedyś- w klubie. Nic więc dziwnego, że i teraz nie mógł się doczekać spotkania z własną pościelą, bądź co bądź dywan nigdy nie był najwygodniejszym posłaniem.
Zayn poszedł w jego ślady, choć przy schodach naszła go fala wątpliwości. Nie chciał zostawiać Nialla samego z ponurymi myślami, a jednak po całym dniu był w cholerę zmęczony. Ostatecznie uznał, że Irlandczykowi przyda się chwila samotności na przemyślenie wszystkiego, więc znacznie spokojniejszy ruszył do swojej sypialni.
Zayn leżał w łóżku i choć zegar uporczywie pikał, sygnalizując wybicie siódmej rano, nie zamierzał szybko wychodzić spod ciepłej kołdry. Zamiast tego niecierpliwym ruchem strącił budzić z szafki, po czym relaksując się ciszą, na nowo zamknął oczy.
Niecały miesiąc temu, skończyli trasę koncertową, w trakcie której zmuszony był do częstych pobudek w środku nocy. Dodatkowy stres i wysiłek fizyczny nie ułatwiły mu życia, toteż wracając do domu każdą wolną chwilę spędzał na odpoczynku bądź imprezowaniu. Chciał skutecznie wypocząć przed pracą w studiu, i planowaniem kolejnej, wielomiesięcznej trasy. Dlatego z ogromną niechęcią przyjął do wiadomości, że w psychiatryku ma się stawiać o godzinie ósmej, sześć dni w tygodniu. Tyle wystarczyło by skutecznie go zniechęcić, tym bardziej, że koniec pracy społecznej oznaczał również koniec jego leniwych dni przed nagrywaniem nowej płyty.
-Zayn! Wstawaj, bo zaraz się spóźnisz!-Niall załomotał pięściami w drzwi. Zadziwiające ile w tym człowieku siły, gdy jego umysłu nie zajmują przykre rozmyślenia.
Malik niechętnie wstał z łóżka i klnąc cicho pod nosem, zaczął grzebać w szafie. Nie żeby było to konieczne, większość ubrań i tak leżała na podłodze, jednak stwierdził, że wypada założyć coś co nie wygląda jakby pies wpierw to zjadł, a następnie wypluł. Irlandczyk natomiast bez zaproszenia wtargnął do jego świątyni i jakby z zamysłem wyłożył się na jeszcze ciepłym łóżku.
-Tak, Niall. Twoja osoba rozświetla mi ten jakże piękny poranek-mulat niemal warknął, ale był zbyt zajęty wciąganiem na siebie jeansów by wyrazić swój sprzeciw w jakikolwiek inny sposób.
-Uhmm...Ubierz tą niebieską-blondyn ignorując jego wrogi ton, postanowił wybić mu z głowy ubranie okropnej zielonej bluzy.
-Dzięki, Wyrocznio Mody.
-Zawsze do usług.
Niczym duch podążył za Malikiem do kolejnego pomieszczenia jakim okazała się łazienka. Opierając się o framugę drzwi z zaciekawieniem oglądał jak chłopak siłuje się z pastą do zębów.
-Chcesz śniadanie?-zapytał, widząc jak ogromną przewagę zyskuje zwykła tubka Blend-a-med.
-Twoje? Spasuję, nie wypada już na początku pracy iść na chorobowe.
Przez chwilę w oczach blondyna gościła uraza, jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie było sensu toczyć sporu o takie drobnostki, tym bardziej, że na usta Malika powoli wypływał leniwy uśmiech.
-TO BYŁY MOJE MARCHEWKI!
Do ich uszu dobiegł wkurzony wrzask. Zayn wypluł do zlewu resztę pasty(w końcu zwyciężył nad zdradziecką tubką), po czym wybiegł z łazienki, zbiegł po schodach, by na samym końcu dotrzeć do kuchni. Nie trzeba było długo czekać, a miejsce u jego boku zajął zdyszany Niall. Scena, która rozgrywała się przed ich oczami, była co najmniej absurdalna, ale oni nie byli ani trochę zdumieni. Podobne sytuacje zdarzały się w tym domu bardzo często i nikogo już nie dziwiły. Louis i Liam, którzy zdążyli wrócić od swoich dziewczyn raptem pół godziny wcześniej, teraz stali naprzeciw siebie, mocno zagniewani.
-Co tym razem?-mulat założył ręce na piersi, dając do zrozumienia, że jego irytacja zaraz dosięgnie maksimum.
-Liam zrobił sałatkę z marchewek.
-I to jest ten wielki problem?-Niall zrucił pośpiesznie spojrzenie misce ze wspomnianą sałatką. Chyba tylko obecność rozgniewanych przyjaciół powstrzymała go od szybkiego skonsumowania jej zawartości.
-Tak, bo to były MOJE marchewki! Mógł kupić sobie własne.
Zayn uniósł oczy do nieba. Nie wiedział już co robić. Chciało mu się krzyczeć nad głupotą swoich współlokatorów, a jednocześnie ledwo hamował śmiech, który pchał mu się na usta. Doszedł jednak do wniosku, że woli nie podjuszać chłopaków swoją lekceważącą postawą, toż to przecież chodziło o marchewki samego Louisa Tomlinsona!
-No, Niall. Jak już słusznie zauważyłeś, zaraz spóźnię się do pracy. Z tego też powodu, jestem zmuszony zrzucić całą sprawę na twoje barki.
Nie czekając na protesty, żwawym krokiem opuścił dom, po drodze łapiąc w dłonie swoją ulubioną skórzaną kurtkę.
Jako, że na dworze panowała okropna pogoda, czyli nic nowego w Londynie, mulat pośpiesznie wskoczył za kierownicę swojego auta. Nie można mu zarzucić, że jadąc złamał choćby jeden przepis. Wręcz unikał szybkiej jazdy, na pasach przepuszczał pieszych, a i światła nie sprawiały mu najmniejszego problemu. Idealny przykład dobrego kierowcy. Gdyby tylko za cel nie przyświecało mu odwlekanie dojazdu do pracy.
Dopiero spoglądając na zegarek, zdał sobie sprawę, że naprawdę jest spóźniony. Z tą nowo odkrytą wiedzą, przyśpieszył nieco, łamiąc pierwszy tego dnia przepis.
Zayn wbiegł do recepcji, plując sobie w brodę, że nie pomyślał, by wcześniej sprawdzić godzinę. Tyle czasy zmarnował na powolnym krążeniu po mieście podczas, gdy pani Hayes na pewno niecierpliwie na niego czeka. Wzdychając wbiegł na trzecie piętro, skręcił w prawo, a może w lewo? Nawet nie zwrócił uwagi gdzie się kieruje. Znowu skręcił, a przynajmniej taki miał zamiar. Zamiast tego wpadł prosto na zaskoczoną blondynkę.
-Jeszcze trochę, a pomyślę, że mnie prześladujesz.
-Daruj sobie, śpieszę się-zdezorientowany rozejrzał się po korytarzu, a energia, która jeszcze chwilę mu towarzyszyła, teraz rozwiała się bez śladu.
Po raz kolejny zgubił się i po raz kolejny tej niewątpliwej porażce przyglądała się Malia. To chyba wystarczający powód by jego męska duma zaczęła się buntować.
-Pomóc ci?-zapytała z niezwykłą dla siebie uprzejmością. Widząc jego zmarszczone brwi, dodała.-Ohh, błagam. Między planami masowego morderstwa, a szukaniem drogi ucieczki, mam trochę wolnego czasu.
Jej próby rozluźnienia atmosfery wyraźne nie poszły na marne, bo Zayn w końcu przytaknął, nie mniej ze sporym wahaniem. Tak ciężko było mu zrozumieć zachowanie Malii. W jednej chwili niemal ciskała w niego gromami, urażona samą rozmową, w drugiej zaś wyraźnie chciała przebywać w jego towarzystwie. Nie wspominając już o tych momentach, gdy najzwyczajniej w świeci odlatywała, zachowując się przy tym jak typowa wariatka.
Albo tak jest z każdą dziewczyną i dlatego nie można ich zrozumieć, albo tylko Malia miała tendencje do nagłych zmian nastroju. Jak w kalejdoskopie.
-Awansowałem?-zapytał, gdy jak się okazało, dziewczyna nie traktowała go jak intruza.
-Okazuje się, że tylko ty jesteś chętny do rozmów. Chyba nie powinnam narzekać.
-Super, czyli awans.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Naprawdę się uśmiechnęła. Szeroko, ukazując dołeczki w policzkach. Zayn nie potrafił nawet sobie wyobrazić jak taki jeden uśmiech potrafi zmienić wyraz twarzy, a prawdą było że przez te kilka sekund Malia wyglądała na zupełnie odprężoną, zadowoloną i nawet mniej szaloną.Cała magia zniknęła jednak, gdy dziewczyna na powrót się odwróciła, kiwając lekko głową. A w geście tym było tyle swobody, jakby dziewczyna na krótką chwilę odleciała z tego świata. Trwało to nie dłużej niż poprzedzający wydarzenie uśmiech, ale niepokój pozostał.
Kalejdoskop, pomyślał Zayn i to wcale nie po raz pierwszy tego dnia.
-Wszystko w porządku?
-Co? Tak w najlepszym.
Stanęła przed drzwiami gabinetu 433. Zayn już zamierzał zapukać, ale drzwi otworzyły się nagle, a jego ręka zawisła tuż przed twarzą Cary. Pośpiesznie ją opuścił, mamrocząc coś pod nosem.
-Spóźniłeś się-psycholożka obdarzyła go srogim spojrzeniem, lecz jej wzrok momentalnie złagodniał, gdy ujrzała dziewczynę.-Malia, ciesze się, że cię widzę. Wejdź, proszę.
czwartek, 5 lutego 2015
Rozdział 2
-Poczekaj!
Powtórzył i o dziwo wywołało to odwrotny efekt. Postać oddalała się jeszcze szybciej, widocznie nie chcąc być dogonioną. Zayn jednak nie ustępował i w końcu zrównał się z mało towarzyską osóbką, jaką okazała się młoda dziewczyna.
Z początku patrzyła na niego ze strachem, ale to uczucie szybko zostało zastąpione przez ciekawość. Zadarła wyżej głowę by lepiej móc zobaczyć Malika i zmarszczyła brwi, jakby niekoniecznie jej się podobało to co zobaczyła, choć jednocześnie była tak zdziwiona widokiem nieznajomego mężczyzny, że przez ułamek sekundy wyglądała na mocno podekscytowaną.
-Myślałam, że jesteś dyżurnym-wyrzuciła z siebie szybko, na jednym oddechu. W jej głosie brzmiał wyraźny wyrzut, jakby Zayn zawinił samym tylko istnieniem.
-No cóż, ja myślałem, że zechcesz poderżnąć mi gardło-mulat prychnął, zakładając ręce na piersi.
Na szczęście dziewczyna nie wyglądała na chorą psychicznie. No, po prawdzie była bardzo ładna i chyba przede wszystkim ten drobny fakt sprawiał, że Zayn nie traktował jej jak zagrożenia. W końcu jak taka drobna aczkolwiek wysoka osóbka, mogła być niebezpieczna. Ponad to jak zdążył już zauważyć była posiadaczką długich i niekoniecznie wyczesanych blond włosów, oczu w kolorze granatu i uroczej twarzy, która sprawiała, że patrząc na nią chciało się westchnąć z zachwytu. Niestety całość niszczył grymas, który nie znikał z jej ust i piorunujące spojrzenie tak często skierowane w niczemu winnego chłopaka.
-Szukam tutejszej psycholożki-Zayn spróbował jeszcze raz nawiązać rozmowę, pragnąc jak najszybciej dostać się do gabinetu pani Hayes.
-I?-Blondynka włożyła dłonie do kieszeni ciemnych dresów. Właściwie cały jej strój składał się z dresowego kompletu i podniszczonych trampek. Mimo to nadal wyglądała świetnie, co nie zmieniało naturalnego faktu, iż Malik zaczynał tracić cierpliwość.
Nie tak to miało wyglądać. Planował tutaj przyjechać, spędzić kilka godzin w zaciszu gabinetu, zdrowej na umyśle psycholożki, po czym wrócić do domu. Tymczasem prowadził drażniącą rozmowę z nieobliczalną nastolatką, gotową rzucić się na niego w każdej chwili, a przynajmniej tak wywnioskował po jej spojrzeniu. Ona natomiast widocznie wyczuwając o czym myśli, prychnęła pogardliwie.
-Nie patrz tak na mnie, nie planuję twojej śmierci. Ale zacznę, jeśli mnie dostatecznie wkurzysz-zagroziła kąśliwie. W następnej chwili wyciągnęła rękę i wskazała na coś za plecami Zayna.-Natomiast ty nie wydajesz się szczególnie spostrzegawczy.
Malik powoli odwrócił się we wskazanym kierunku, a jego oczom ukazały się drzwi z numerem 433. Automatycznie zganiał się w duchu za swoją głupotę. Następnie, choć trzeba dodać, że zrobił to bardzo niechętnie, na powrót zerknął na dziewczynę, by podziękować. A przynajmniej chciał to zrobić, tyle, że żadnej dziewczyny już tam nie było.
Zayn siedział na obrotowym krześle, kręcąc się raczej z nudów niż ogólnej radości jaka płynie z wykonywania tej jakże kreatywnej czynności. W ciągu minionych dwóch godzin uporządkował stertę dokumentów. Teraz zaś miał idealną okazję by zlustrować gabinet wzrokiem.
Pomieszczenie było stosunkowo niewielkie. Dominowało w nim biurko(Zayn poważnie zastanawiał się ile biurek zawalonych papierami jeszcze tu zobaczy), na którym prócz wspomnianych dokumentów stało kilka interesujących rzeczy takich jak zdjęcia i figurki, nigdy niebędące związane ze sobą w jakiś sposób. A to słoń, Big Ben czy też malutki żołnierzyk do gry.
Po prawej stronie stało kilka gablotek z lekami i jeszcze większą ilością dokumentów. Nieco dalej znajdowała się zielona kanapa, fotel i szklany stolik do kawy, co jak trzeba dodać nijak pasowało do reszty wystroju, jednak dodawało uroku i całość nie sprawiała odpychającego wrażenia. A oto chyba tutaj chodziło.
Natomiast lewa strona była w całości zajęta przez tablice korkowe, pełne różnobarwnych kartek, rysunków, formularzy i zdjęć. Wszystkie te rzeczy były przypięte w dość przypadkowy sposób, jakby ktoś uznał, że ustawienie ich po kolei, albo po prostu równo, było zbyt nudne i nieciekawe.
Zayn zerknął na Clare Hayes, która posłała mu lekki uśmiech, po czyn na nowo zaczęła pisać coś na swoim laptopie. Ogólnie rzecz biorąc nie była wiele starsza od Malika, toteż ten zachodził w głowę, jak się do niej zwracać. Pani czy też przejść na ty?
-Jak długo mam tutaj siedzieć?-zapytał, siląc się na spokojny ton głosu. Ten dzień nie należał do udanych i jego samopoczucie spadało na łeb, na szyję.
-Do końca mojej zmiany-tu zerknęła na zegar.-Jeszcze cztery godziny.
Powstrzymując głośny jęk, wstał z krzesła. Leniwym ruchem rozprostował wszystkie, zdrętwiałe od siedzenia mięśnie. Bijąc się z myślami, podjął dość niebezpieczną jego zdaniem decyzję.
-Pójdę się przejść-obwieścił, kierując się do drzwi.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. Musisz pamiętać gdzie się znajdujesz, niektórzy pacjenci...
-Poradzę sobie-chyba, ale tego już nie powiedział na głos.
Nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Jeśli psycholożka martwiła się o jego spotkanie z jakimkolwiek pacjentem to mogła być spokojna. Tak jak poprzednio, nie spotkał nikogo. Jako, że nie pamiętał drogi, postanowił iść na chybił trafił, kierując się do bliżej nieokreślonego miejsca. I tak oto, metodą prób i błędów trafił na dziedziniec. Nie był to jakiś szczególny wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że jedyne co osiągnął to zszedł na parter, a w dodatku zajęło mu to sporo czasu. Tak czy inaczej był zadowolony z możliwości odetchnięcia świeżym powietrzem.
Pogoda nadal była fatalna, ale przynajmniej deszcz przestał padać, więc kilku pacjentów krążyło po całym placu. Nie ukrywając, przyprawiło to Zayna o lekki niepokój. Czuł się nieswojo pośród mieszkańców psychiatryka, toteż zauważając znajomą blond czuprynę, ruszył w jej kierunku. Nie żeby ich poprzednia rozmowa stworzyła między nimi głęboką więź przyjaźni, jednak miło było mieć świadomość, że ktoś nie próbuje cię zaatakować, a przynajmniej tylko o tym myśli.
-Cześć.
-Śledzisz mnie?-mruknęła, nie bez cienia ironii w głosie.
-A może po prostu byłem w pobliżu?-Mulat wzruszył ramionami.
-Tak, to idealne miejsce na relaks. Ludzie często odwiedzają psychiatryk by odciąć się od reszty świata i szukać pocieszenia u obłąkanych.
-Też jesteś obłąkana?-zapytał, licząc na wyjaśnienia.
-Skoro tu przebywam.
Wydawała się taka szczera ze swoją obojętnością, jakby nic nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Zupełnie inaczej niż przy ich pierwszym spotkaniu, które miało miejsce ledwie dwie godziny wcześniej. To przypomniało Zaynowi, by zadać następne pytanie.
-Dlaczego wcześniej tak nagle uciekłaś?
-Dlaczego tak mnie wypytujesz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie, co jedynie rozeźliło chłopaka.
Policzył w myślach do dziesięciu, słusznie twierdząc, że będą to naprawdę długie dwa miesiące. Nie zamierzał jednak rezygnować z dowiedzenia się czegoś o dziewczynie. Mogło się to wydawać dość bezsensowne i najzwyczajniej głupie, ale tak to już z nim było.Często robił rzeczy, o które wcześniej by się nie posądził. Nieważne czy chodziło o noc w areszcie, czy też rozmowę z wariatką, choć jak jeszcze niedawno twierdził-ów wariatka doprowadzała go do szału.
Nim zdążył odpowiedzieć, jego telefon wydał charakterystyczny dźwięk, uporczywie oznajmiając, że ktoś próbuje się do niego dodzwonić. Przewracając oczami, wyciągnął urządzenie z kieszeni, a widząc tak dobrze znany numer, po prostu się rozłączył. Miał dziwne przeczucie, że Niall chce jedynie go sprawdzić, albo co gorsza zapytać jak mu idzie. I co wtedy miałby odpowiedzieć? Tak, Nialler, właśnie rozmawiam z dość irytującą dziewczyną, która przynajmniej dziesięć razy na minutę zastanawia się jak mnie zabić, a tak poza tym, proszę nie gotuj mi obiadu.
Uniósł głowę, napotykając rozszerzone oczy blondynki. Zdziwiony tą nagłą zmianą, rozejrzał się po dziedzińcu licząc na pomoc jakiegoś lekarza, jednak nikogo takiego nie zauważył.
-Wszystko w porządku?-pomachał jej przed oczami ręką, przez co ta odsunęła się na odległość paru kroków, mrugając przy tym szybko. W następnej chwili po prostu odwróciła się na pięcie i nie racząc Zayna żadnym wyjaśnieniem, ruszyła w stronę budynku. Malik marszcząc czoło, ruszył za nią.
-Coś nie tak?-spróbował jeszcze raz, kiedy tylko zdołał się z nią zrównać.
-Dam ci dobrą radę. Wyjdź stąd i więcej nie wracaj-fuknęła, lecz jej głos brzmiał słabo jakby sama nie była przekonana co mówi, a tym bardziej robi. Jej oczy utkwione był w jakimś martwym punkcie i to wcale nie sprawiało, że wyglądała na szczególnie zdrową psychicznie.
Gdy znaleźli się w holu, Malik stracił cierpliwość i wręcz brutalnie szarpnął blondynkę za rękę. Ta, nie mogąc go dłużej ignorować, wydała z siebie zduszony okrzyk.
-Puszczaj!
-Wyjaśnij, dlaczego masz do mnie takie uprzedzenia.
-A co ci zależy? Nawet nie wiesz jak mam na imię.
Obdarzyła go szczególnie nieprzyjaznym spojrzeniem. W tym samym czasie nadszedł dyżurny i z niepokojem przyjrzał się scenie, jaka właśnie miała miejsce.
-Jakiś problem, Malia?
Dziewczyna wyszarpała skrępowaną kończynę i odwracając się do mężczyzny, gorliwie pokręciła głową, wysilając się nawet na lekki uśmiech.
-Nie, proszę pana-odpowiedziała grzecznie, całkowicie zmieniając swoje zachowanie.
-Czy nie powinnaś być teraz na zajęciach grupowych? Te zaczęły się dziesięć minut temu, a chyba nie chcesz by wystawiono ci negatywną opinię.
-Owszem, proszę pana. Właśnie tak szłam.
Dla potwierdzenia swoich słów ruszyła po schodach, na drugie piętro. Zayn podążył za nią, głównie po to by wrócić do gabinetu pani Hayes, ale też z czystej ciekawości.
-Malia, masz na imię Malia. Czy teraz odpowiesz na moje pytanie?
-Nie jestem do ciebie uprzedzona. Po prostu nie podoba mi się, że obcy krążą po całym szpitalu. To nie cyrk, a ty o tym zapominasz.
-Pracuję tu!
Stanął na przedostatnim schodku, unosząc wysoko ręce. Być może nie powiedział całej prawdy, ale na ten moment nie uważał żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. Pierwszy błąd. Jednak na chwilę obecną, tyle wystarczyło by skutecznie zatrzymać Malię. Dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała zaprotestować. W końcu jednak uśmiechnęła się ślicznie, ukazując dołeczki w policzkach.
-W takim razie naruszasz relacje pracownik-pacjent - z triumfem uniosła głowę.-Proszę pana.
Nie czekając na jego reakcję, wbiegła po schodach, przeskakując po kilka stopni na raz. Następnie skręciła w jeden z wielu korytarzy. Malik natomiast zabrał się za szukanie gabinetu swojej szefowej.
Zdawał sobie sprawę, że zbyt długo go nie było, więc tym bardziej przyłożył się do odnalezienia właściwych drzwi. Tym razem i w dodatku bez żadnej pomocy trafił pod gabinet. Zapukał lekko w drzwi i słysząc donośnie ''proszę'', wszedł do środka. Pani Hayes w dalszym ciągu uzupełniała coś na laptopie, lecz kiedy tylko usiadł na krześle, uniosła głowę, wyraźnie zadowolona z towarzystwa.
-Długo cię nie było.
-Rozmawiałem z Malią-wypalił nim zdążył to przemyśleć,dwa, trzy albo chociaż siedem razy. Przecież nawet nie wiedział czy psycholożka kojarzy taką pacjentkę, ani czy nie będzie na niego zła, że nawiązuje kontakty z chorymi.
Ku jego ogromnemu zdumieniu, kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Tak, to dobra dziewczyna. Trudna, ale dobra.
Zayn pomyślał, że ''trudna'' to za mało powiedziane. Malii po prostu nie można było zrozumieć choćby miało się anielską cierpliwość, a to niestety nie była jego mocna cecha.
-Wiesz co tutaj robi?-zrezygnował ze zwyczajowego zwrotu per pani, jednak Clara nie sprawiała wrażenia urażonej.
-Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, tak jak wszystkich tutaj.
-Nie wygląda na świruskę-no może tylko czasami, dodał w myślach.
-Bo nią nie jest.
Kobieta zapewniła, jednak nie pociągnęła tematu. Zamiast tego wróciła do wypełniania dokumentów.
____________________________
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Każda z was prowadzi bloga, więc chyba doskonale rozumiecie jak to motywuje do dalszego pisania, a i sama świadomość, że komuś się to podoba jest niezwykle miła ; )
Rozdział początkowo planowałam dodać dopiero w sobotę i właśnie w ten dzień dodawane będą następne wpisy.
Powtórzył i o dziwo wywołało to odwrotny efekt. Postać oddalała się jeszcze szybciej, widocznie nie chcąc być dogonioną. Zayn jednak nie ustępował i w końcu zrównał się z mało towarzyską osóbką, jaką okazała się młoda dziewczyna.
Z początku patrzyła na niego ze strachem, ale to uczucie szybko zostało zastąpione przez ciekawość. Zadarła wyżej głowę by lepiej móc zobaczyć Malika i zmarszczyła brwi, jakby niekoniecznie jej się podobało to co zobaczyła, choć jednocześnie była tak zdziwiona widokiem nieznajomego mężczyzny, że przez ułamek sekundy wyglądała na mocno podekscytowaną.
-Myślałam, że jesteś dyżurnym-wyrzuciła z siebie szybko, na jednym oddechu. W jej głosie brzmiał wyraźny wyrzut, jakby Zayn zawinił samym tylko istnieniem.
-No cóż, ja myślałem, że zechcesz poderżnąć mi gardło-mulat prychnął, zakładając ręce na piersi.
Na szczęście dziewczyna nie wyglądała na chorą psychicznie. No, po prawdzie była bardzo ładna i chyba przede wszystkim ten drobny fakt sprawiał, że Zayn nie traktował jej jak zagrożenia. W końcu jak taka drobna aczkolwiek wysoka osóbka, mogła być niebezpieczna. Ponad to jak zdążył już zauważyć była posiadaczką długich i niekoniecznie wyczesanych blond włosów, oczu w kolorze granatu i uroczej twarzy, która sprawiała, że patrząc na nią chciało się westchnąć z zachwytu. Niestety całość niszczył grymas, który nie znikał z jej ust i piorunujące spojrzenie tak często skierowane w niczemu winnego chłopaka.
-Szukam tutejszej psycholożki-Zayn spróbował jeszcze raz nawiązać rozmowę, pragnąc jak najszybciej dostać się do gabinetu pani Hayes.
-I?-Blondynka włożyła dłonie do kieszeni ciemnych dresów. Właściwie cały jej strój składał się z dresowego kompletu i podniszczonych trampek. Mimo to nadal wyglądała świetnie, co nie zmieniało naturalnego faktu, iż Malik zaczynał tracić cierpliwość.
Nie tak to miało wyglądać. Planował tutaj przyjechać, spędzić kilka godzin w zaciszu gabinetu, zdrowej na umyśle psycholożki, po czym wrócić do domu. Tymczasem prowadził drażniącą rozmowę z nieobliczalną nastolatką, gotową rzucić się na niego w każdej chwili, a przynajmniej tak wywnioskował po jej spojrzeniu. Ona natomiast widocznie wyczuwając o czym myśli, prychnęła pogardliwie.
-Nie patrz tak na mnie, nie planuję twojej śmierci. Ale zacznę, jeśli mnie dostatecznie wkurzysz-zagroziła kąśliwie. W następnej chwili wyciągnęła rękę i wskazała na coś za plecami Zayna.-Natomiast ty nie wydajesz się szczególnie spostrzegawczy.
Malik powoli odwrócił się we wskazanym kierunku, a jego oczom ukazały się drzwi z numerem 433. Automatycznie zganiał się w duchu za swoją głupotę. Następnie, choć trzeba dodać, że zrobił to bardzo niechętnie, na powrót zerknął na dziewczynę, by podziękować. A przynajmniej chciał to zrobić, tyle, że żadnej dziewczyny już tam nie było.
Zayn siedział na obrotowym krześle, kręcąc się raczej z nudów niż ogólnej radości jaka płynie z wykonywania tej jakże kreatywnej czynności. W ciągu minionych dwóch godzin uporządkował stertę dokumentów. Teraz zaś miał idealną okazję by zlustrować gabinet wzrokiem.
Pomieszczenie było stosunkowo niewielkie. Dominowało w nim biurko(Zayn poważnie zastanawiał się ile biurek zawalonych papierami jeszcze tu zobaczy), na którym prócz wspomnianych dokumentów stało kilka interesujących rzeczy takich jak zdjęcia i figurki, nigdy niebędące związane ze sobą w jakiś sposób. A to słoń, Big Ben czy też malutki żołnierzyk do gry.
Po prawej stronie stało kilka gablotek z lekami i jeszcze większą ilością dokumentów. Nieco dalej znajdowała się zielona kanapa, fotel i szklany stolik do kawy, co jak trzeba dodać nijak pasowało do reszty wystroju, jednak dodawało uroku i całość nie sprawiała odpychającego wrażenia. A oto chyba tutaj chodziło.
Natomiast lewa strona była w całości zajęta przez tablice korkowe, pełne różnobarwnych kartek, rysunków, formularzy i zdjęć. Wszystkie te rzeczy były przypięte w dość przypadkowy sposób, jakby ktoś uznał, że ustawienie ich po kolei, albo po prostu równo, było zbyt nudne i nieciekawe.
Zayn zerknął na Clare Hayes, która posłała mu lekki uśmiech, po czyn na nowo zaczęła pisać coś na swoim laptopie. Ogólnie rzecz biorąc nie była wiele starsza od Malika, toteż ten zachodził w głowę, jak się do niej zwracać. Pani czy też przejść na ty?
-Jak długo mam tutaj siedzieć?-zapytał, siląc się na spokojny ton głosu. Ten dzień nie należał do udanych i jego samopoczucie spadało na łeb, na szyję.
-Do końca mojej zmiany-tu zerknęła na zegar.-Jeszcze cztery godziny.
Powstrzymując głośny jęk, wstał z krzesła. Leniwym ruchem rozprostował wszystkie, zdrętwiałe od siedzenia mięśnie. Bijąc się z myślami, podjął dość niebezpieczną jego zdaniem decyzję.
-Pójdę się przejść-obwieścił, kierując się do drzwi.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. Musisz pamiętać gdzie się znajdujesz, niektórzy pacjenci...
-Poradzę sobie-chyba, ale tego już nie powiedział na głos.
Nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Jeśli psycholożka martwiła się o jego spotkanie z jakimkolwiek pacjentem to mogła być spokojna. Tak jak poprzednio, nie spotkał nikogo. Jako, że nie pamiętał drogi, postanowił iść na chybił trafił, kierując się do bliżej nieokreślonego miejsca. I tak oto, metodą prób i błędów trafił na dziedziniec. Nie był to jakiś szczególny wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że jedyne co osiągnął to zszedł na parter, a w dodatku zajęło mu to sporo czasu. Tak czy inaczej był zadowolony z możliwości odetchnięcia świeżym powietrzem.
Pogoda nadal była fatalna, ale przynajmniej deszcz przestał padać, więc kilku pacjentów krążyło po całym placu. Nie ukrywając, przyprawiło to Zayna o lekki niepokój. Czuł się nieswojo pośród mieszkańców psychiatryka, toteż zauważając znajomą blond czuprynę, ruszył w jej kierunku. Nie żeby ich poprzednia rozmowa stworzyła między nimi głęboką więź przyjaźni, jednak miło było mieć świadomość, że ktoś nie próbuje cię zaatakować, a przynajmniej tylko o tym myśli.
-Cześć.
-Śledzisz mnie?-mruknęła, nie bez cienia ironii w głosie.
-A może po prostu byłem w pobliżu?-Mulat wzruszył ramionami.
-Tak, to idealne miejsce na relaks. Ludzie często odwiedzają psychiatryk by odciąć się od reszty świata i szukać pocieszenia u obłąkanych.
-Też jesteś obłąkana?-zapytał, licząc na wyjaśnienia.
-Skoro tu przebywam.
Wydawała się taka szczera ze swoją obojętnością, jakby nic nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Zupełnie inaczej niż przy ich pierwszym spotkaniu, które miało miejsce ledwie dwie godziny wcześniej. To przypomniało Zaynowi, by zadać następne pytanie.
-Dlaczego wcześniej tak nagle uciekłaś?
-Dlaczego tak mnie wypytujesz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie, co jedynie rozeźliło chłopaka.
Policzył w myślach do dziesięciu, słusznie twierdząc, że będą to naprawdę długie dwa miesiące. Nie zamierzał jednak rezygnować z dowiedzenia się czegoś o dziewczynie. Mogło się to wydawać dość bezsensowne i najzwyczajniej głupie, ale tak to już z nim było.Często robił rzeczy, o które wcześniej by się nie posądził. Nieważne czy chodziło o noc w areszcie, czy też rozmowę z wariatką, choć jak jeszcze niedawno twierdził-ów wariatka doprowadzała go do szału.
Nim zdążył odpowiedzieć, jego telefon wydał charakterystyczny dźwięk, uporczywie oznajmiając, że ktoś próbuje się do niego dodzwonić. Przewracając oczami, wyciągnął urządzenie z kieszeni, a widząc tak dobrze znany numer, po prostu się rozłączył. Miał dziwne przeczucie, że Niall chce jedynie go sprawdzić, albo co gorsza zapytać jak mu idzie. I co wtedy miałby odpowiedzieć? Tak, Nialler, właśnie rozmawiam z dość irytującą dziewczyną, która przynajmniej dziesięć razy na minutę zastanawia się jak mnie zabić, a tak poza tym, proszę nie gotuj mi obiadu.
Uniósł głowę, napotykając rozszerzone oczy blondynki. Zdziwiony tą nagłą zmianą, rozejrzał się po dziedzińcu licząc na pomoc jakiegoś lekarza, jednak nikogo takiego nie zauważył.
-Wszystko w porządku?-pomachał jej przed oczami ręką, przez co ta odsunęła się na odległość paru kroków, mrugając przy tym szybko. W następnej chwili po prostu odwróciła się na pięcie i nie racząc Zayna żadnym wyjaśnieniem, ruszyła w stronę budynku. Malik marszcząc czoło, ruszył za nią.
-Coś nie tak?-spróbował jeszcze raz, kiedy tylko zdołał się z nią zrównać.
-Dam ci dobrą radę. Wyjdź stąd i więcej nie wracaj-fuknęła, lecz jej głos brzmiał słabo jakby sama nie była przekonana co mówi, a tym bardziej robi. Jej oczy utkwione był w jakimś martwym punkcie i to wcale nie sprawiało, że wyglądała na szczególnie zdrową psychicznie.
Gdy znaleźli się w holu, Malik stracił cierpliwość i wręcz brutalnie szarpnął blondynkę za rękę. Ta, nie mogąc go dłużej ignorować, wydała z siebie zduszony okrzyk.
-Puszczaj!
-Wyjaśnij, dlaczego masz do mnie takie uprzedzenia.
-A co ci zależy? Nawet nie wiesz jak mam na imię.
Obdarzyła go szczególnie nieprzyjaznym spojrzeniem. W tym samym czasie nadszedł dyżurny i z niepokojem przyjrzał się scenie, jaka właśnie miała miejsce.
-Jakiś problem, Malia?
Dziewczyna wyszarpała skrępowaną kończynę i odwracając się do mężczyzny, gorliwie pokręciła głową, wysilając się nawet na lekki uśmiech.
-Nie, proszę pana-odpowiedziała grzecznie, całkowicie zmieniając swoje zachowanie.
-Czy nie powinnaś być teraz na zajęciach grupowych? Te zaczęły się dziesięć minut temu, a chyba nie chcesz by wystawiono ci negatywną opinię.
-Owszem, proszę pana. Właśnie tak szłam.
Dla potwierdzenia swoich słów ruszyła po schodach, na drugie piętro. Zayn podążył za nią, głównie po to by wrócić do gabinetu pani Hayes, ale też z czystej ciekawości.
-Malia, masz na imię Malia. Czy teraz odpowiesz na moje pytanie?
-Nie jestem do ciebie uprzedzona. Po prostu nie podoba mi się, że obcy krążą po całym szpitalu. To nie cyrk, a ty o tym zapominasz.
-Pracuję tu!
Stanął na przedostatnim schodku, unosząc wysoko ręce. Być może nie powiedział całej prawdy, ale na ten moment nie uważał żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. Pierwszy błąd. Jednak na chwilę obecną, tyle wystarczyło by skutecznie zatrzymać Malię. Dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała zaprotestować. W końcu jednak uśmiechnęła się ślicznie, ukazując dołeczki w policzkach.
-W takim razie naruszasz relacje pracownik-pacjent - z triumfem uniosła głowę.-Proszę pana.
Nie czekając na jego reakcję, wbiegła po schodach, przeskakując po kilka stopni na raz. Następnie skręciła w jeden z wielu korytarzy. Malik natomiast zabrał się za szukanie gabinetu swojej szefowej.
Zdawał sobie sprawę, że zbyt długo go nie było, więc tym bardziej przyłożył się do odnalezienia właściwych drzwi. Tym razem i w dodatku bez żadnej pomocy trafił pod gabinet. Zapukał lekko w drzwi i słysząc donośnie ''proszę'', wszedł do środka. Pani Hayes w dalszym ciągu uzupełniała coś na laptopie, lecz kiedy tylko usiadł na krześle, uniosła głowę, wyraźnie zadowolona z towarzystwa.
-Długo cię nie było.
-Rozmawiałem z Malią-wypalił nim zdążył to przemyśleć,dwa, trzy albo chociaż siedem razy. Przecież nawet nie wiedział czy psycholożka kojarzy taką pacjentkę, ani czy nie będzie na niego zła, że nawiązuje kontakty z chorymi.
Ku jego ogromnemu zdumieniu, kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Tak, to dobra dziewczyna. Trudna, ale dobra.
Zayn pomyślał, że ''trudna'' to za mało powiedziane. Malii po prostu nie można było zrozumieć choćby miało się anielską cierpliwość, a to niestety nie była jego mocna cecha.
-Wiesz co tutaj robi?-zrezygnował ze zwyczajowego zwrotu per pani, jednak Clara nie sprawiała wrażenia urażonej.
-Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, tak jak wszystkich tutaj.
-Nie wygląda na świruskę-no może tylko czasami, dodał w myślach.
-Bo nią nie jest.
Kobieta zapewniła, jednak nie pociągnęła tematu. Zamiast tego wróciła do wypełniania dokumentów.
____________________________
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Każda z was prowadzi bloga, więc chyba doskonale rozumiecie jak to motywuje do dalszego pisania, a i sama świadomość, że komuś się to podoba jest niezwykle miła ; )
Rozdział początkowo planowałam dodać dopiero w sobotę i właśnie w ten dzień dodawane będą następne wpisy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)