sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 3

-Wróciłem!
Zayn stanął w drzwiach ich wspólnego domu, a zdumiony odpowiadającą mu ciszą, ruszył dalej. Nie żeby oczekiwał głośnych okrzyków entuzjazmu, czy też zainteresowania jego nadzwyczaj ciekawym dniem, ale mimo wszystko liczył na choćby skromne przywitanie. Tak czy inaczej nie wypadało, by w dalszym ciągu stał w przejściu, więc wszedł do środka, automatycznie zapalając światło. Robił to w każdym mijanym pomieszczeniu, aż dotarł do salonu, gdzie ujrzał pierwsze ślady życia. W pokoju palił się telewizor, a dwie osoby, które zapewne wcześniej go oglądały, teraz nie wykazywały najmniejszego zainteresowania puszczanymi reklamami. Niall spał na kanapie, owinięty absurdalną ilością koców, Harry zaś zadowolił się podłogą i najwyraźniej nie potrzebował żadnego okrycia.
Mulat pokręcił głową, wznosząc oczy do nieba. Wyłączył telewizor , po czym zabrał się za budzenie kumpli. W pierwszej kolejności klęknął przy Loczku, bowiem istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że chłopak odgryzie mu rękę, albo zrobi cokolwiek podobnego.
-Harry...-mruknął, nad jego uchem. Rzecz jasna nie przyniosło to zamierzonego efektu. Styles wymamrotał coś niezrozumiałego, a następnie odwrócił się na drugą stronę, tym samym napotykając opór kanapy. Dopiero wtedy otworzył swoje zielone oczy.-Wstawaj.
-Zayn? Co ty tu robisz?-wymamrotał, ziewając szeroko.
-Budzę was, pieprzone leniwce.
Jakby dla potwierdzenia swoich słów, podszedł do Nialla i modląc się w duchu, trącił go delikatnie w ramię. Chłopak w odpowiedzi zamachał rękami, kilka razy o mało nie trafiając Malika w nos. Taki sam skutek przyniosło drugie szturchnięcie, i dopiero za trzecim razem Irlandczyk wyraźnie niezadowolony zaczął wierzgać również nogami, a przez grubą warstwę koców stracił równowagę, spadając prosto na podłogę. Ten nagły upadek przywrócił go do żywych, toteż od razu zaczął szukać winnego.
-Należało ci się-Zayn odparł lekko, w duchu ciesząc się jak małe dziecko, że tym razem obeszło się bez żadnych zębów.
-Jak było?-blondyn zmienił temat, ale sposób w jaki masował obolałą głowę jasno mówił, że nie był zadowolony. Przecież nie można bezkarnie budzić kogoś z drzemki!
-Pytasz jak było w siedzibie wariatów?-Mulat przysiadł na kanapie, obok przysypiającego Harrego.-A więc całkiem normalnie, cóż przynajmniej lepiej niż się spodziewałem.
-Czyli nie będziesz nasz dręczył parszywym humorem przez całe wakacje.-Loczek podsumował prosto, nagle zainteresowany rozmową.
-Nie bądź tego taki pewny. Wstawanie z samego rana raczej nie wpędzi mnie w szampański nastrój.
Jęki i pomruki, które nastąpiły po jego słowach jasno dały do zrozumienia, że nikt nie spodziewa się by Zayn choć trochę zmienił swoje zachowanie. W końcu od bardzo długiego czasu mieli styczność z Zaynem-supergwiazdą, albo Zaynem-lepiej-się-do-mnie-nie-odzywaj.
-Dobra, rozumiem. Domyślam się również, że Liam i Louis nie wrócą na noc, więc zamiast na nich czekać po prostu pójdę spać i wam również to polecam.
Harry pierwszy ruszył do swojego pokoju. Odkąd jego przyjaźń z Louisem mocno się ochłodziła, chłopak stał się znacznie bardziej spokojny. Jego nocne życie sprowadzało się do długich, naprawdę długich nocek w łóżku, a nie tak jak kiedyś- w klubie. Nic więc dziwnego, że i teraz nie mógł się doczekać spotkania z własną pościelą, bądź co bądź dywan nigdy nie był najwygodniejszym posłaniem.
Zayn poszedł w jego ślady, choć przy schodach naszła go fala wątpliwości. Nie chciał zostawiać Nialla samego z ponurymi myślami, a jednak po całym dniu był w cholerę zmęczony. Ostatecznie uznał, że Irlandczykowi przyda się chwila samotności na przemyślenie wszystkiego, więc znacznie spokojniejszy ruszył do swojej sypialni.

Zayn leżał w łóżku i choć zegar uporczywie pikał, sygnalizując wybicie siódmej rano, nie zamierzał szybko wychodzić spod ciepłej kołdry. Zamiast tego niecierpliwym ruchem strącił budzić z szafki, po czym relaksując się ciszą, na nowo zamknął oczy.
Niecały miesiąc temu, skończyli trasę koncertową, w trakcie której zmuszony był do częstych pobudek w środku nocy. Dodatkowy stres i wysiłek fizyczny nie ułatwiły mu życia, toteż wracając do domu każdą wolną chwilę spędzał na odpoczynku bądź imprezowaniu. Chciał skutecznie wypocząć przed pracą w studiu, i planowaniem kolejnej, wielomiesięcznej trasy. Dlatego z ogromną niechęcią przyjął do wiadomości, że w psychiatryku ma się stawiać o godzinie ósmej, sześć dni w tygodniu. Tyle wystarczyło by skutecznie go zniechęcić, tym bardziej, że koniec pracy społecznej oznaczał również koniec jego leniwych dni przed nagrywaniem nowej płyty.
-Zayn! Wstawaj, bo zaraz się spóźnisz!-Niall załomotał pięściami w drzwi. Zadziwiające ile w tym człowieku siły, gdy jego umysłu nie zajmują przykre rozmyślenia.
Malik niechętnie wstał z łóżka i klnąc cicho pod nosem, zaczął grzebać w szafie. Nie żeby było to konieczne, większość ubrań i tak leżała na podłodze, jednak stwierdził, że wypada założyć coś co nie wygląda jakby pies wpierw to zjadł, a następnie wypluł. Irlandczyk natomiast bez zaproszenia wtargnął do jego świątyni i jakby z zamysłem wyłożył się na jeszcze ciepłym łóżku.
-Tak, Niall. Twoja osoba rozświetla mi ten jakże piękny poranek-mulat niemal warknął, ale był zbyt zajęty wciąganiem na siebie jeansów by wyrazić swój sprzeciw w jakikolwiek inny sposób.
-Uhmm...Ubierz tą niebieską-blondyn ignorując jego wrogi ton, postanowił wybić mu z głowy ubranie okropnej zielonej bluzy.
-Dzięki, Wyrocznio Mody.
-Zawsze do usług.
Niczym duch podążył za Malikiem do kolejnego pomieszczenia jakim okazała się łazienka. Opierając się o framugę drzwi z zaciekawieniem oglądał jak chłopak siłuje się z pastą do zębów.
-Chcesz śniadanie?-zapytał, widząc jak ogromną przewagę zyskuje zwykła tubka Blend-a-med.
-Twoje? Spasuję, nie wypada już na początku pracy iść na chorobowe.
Przez chwilę w oczach blondyna gościła uraza, jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Nie było sensu toczyć sporu o takie drobnostki, tym bardziej, że na usta Malika powoli wypływał leniwy uśmiech.
-TO BYŁY MOJE MARCHEWKI!
Do ich uszu dobiegł wkurzony wrzask. Zayn wypluł do zlewu resztę pasty(w końcu zwyciężył nad zdradziecką tubką), po czym wybiegł z łazienki, zbiegł po schodach, by na samym końcu dotrzeć do kuchni. Nie trzeba było długo czekać, a miejsce u jego boku zajął zdyszany Niall. Scena, która rozgrywała się przed ich oczami, była co najmniej absurdalna, ale oni nie byli ani trochę zdumieni. Podobne sytuacje zdarzały się w tym domu bardzo często i nikogo już nie dziwiły. Louis i Liam, którzy zdążyli wrócić od swoich dziewczyn raptem pół godziny wcześniej, teraz stali naprzeciw siebie, mocno zagniewani.
-Co tym razem?-mulat założył ręce na piersi, dając do zrozumienia, że jego irytacja zaraz dosięgnie maksimum.
-Liam zrobił sałatkę z marchewek.
-I to jest ten wielki problem?-Niall zrucił pośpiesznie spojrzenie misce ze wspomnianą sałatką. Chyba tylko obecność rozgniewanych przyjaciół powstrzymała go od szybkiego skonsumowania jej zawartości.
-Tak, bo to były MOJE marchewki! Mógł kupić sobie własne.
Zayn uniósł oczy do nieba. Nie wiedział już co robić. Chciało mu się krzyczeć nad głupotą swoich współlokatorów, a jednocześnie ledwo hamował śmiech, który pchał mu się na usta. Doszedł jednak do wniosku, że woli nie podjuszać chłopaków swoją lekceważącą postawą, toż to przecież chodziło o marchewki samego Louisa Tomlinsona!
-No, Niall. Jak już słusznie zauważyłeś, zaraz spóźnię się do pracy. Z tego też powodu, jestem zmuszony zrzucić całą sprawę na twoje barki.
Nie czekając na protesty, żwawym krokiem opuścił dom, po drodze łapiąc w dłonie swoją ulubioną skórzaną kurtkę.
Jako, że na dworze panowała okropna pogoda, czyli nic nowego w Londynie, mulat pośpiesznie wskoczył za kierownicę swojego auta. Nie można mu zarzucić, że jadąc złamał choćby jeden przepis. Wręcz unikał szybkiej jazdy, na pasach przepuszczał pieszych, a i światła nie sprawiały mu najmniejszego problemu. Idealny przykład dobrego kierowcy. Gdyby tylko za cel nie przyświecało mu odwlekanie dojazdu do pracy.
Dopiero spoglądając na zegarek, zdał sobie sprawę, że naprawdę jest spóźniony. Z tą nowo odkrytą wiedzą, przyśpieszył nieco, łamiąc pierwszy tego dnia przepis.

Zayn wbiegł do recepcji, plując sobie w brodę, że nie pomyślał, by wcześniej sprawdzić godzinę. Tyle czasy zmarnował na powolnym krążeniu po mieście podczas, gdy pani Hayes na pewno niecierpliwie na niego czeka. Wzdychając wbiegł na trzecie piętro, skręcił w prawo, a może w lewo? Nawet nie zwrócił uwagi gdzie się kieruje. Znowu skręcił, a przynajmniej taki miał zamiar. Zamiast tego wpadł prosto na zaskoczoną blondynkę.
-Jeszcze trochę, a pomyślę, że mnie prześladujesz.
-Daruj sobie, śpieszę się-zdezorientowany rozejrzał się po korytarzu, a energia, która jeszcze chwilę mu towarzyszyła, teraz rozwiała się bez śladu.
Po raz kolejny zgubił się i po raz kolejny tej niewątpliwej porażce przyglądała się Malia. To chyba wystarczający powód by jego męska duma zaczęła się buntować.
-Pomóc ci?-zapytała z niezwykłą dla siebie uprzejmością. Widząc jego zmarszczone brwi, dodała.-Ohh, błagam. Między planami masowego morderstwa, a szukaniem drogi ucieczki, mam trochę wolnego czasu.
Jej próby rozluźnienia atmosfery wyraźne nie poszły na marne, bo Zayn w końcu przytaknął, nie mniej ze sporym wahaniem. Tak ciężko było mu zrozumieć zachowanie Malii. W jednej chwili niemal ciskała w niego gromami, urażona samą rozmową, w drugiej zaś wyraźnie chciała przebywać w jego towarzystwie. Nie wspominając już o tych momentach, gdy najzwyczajniej w świeci odlatywała, zachowując się przy tym jak typowa wariatka.
Albo tak jest z każdą dziewczyną i dlatego nie można ich zrozumieć, albo tylko Malia miała tendencje do nagłych zmian nastroju. Jak w kalejdoskopie.
-Awansowałem?-zapytał, gdy jak się okazało, dziewczyna nie traktowała go jak intruza.
-Okazuje się, że tylko ty jesteś chętny do rozmów. Chyba nie powinnam narzekać.
-Super, czyli awans.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Naprawdę się uśmiechnęła. Szeroko, ukazując dołeczki w policzkach. Zayn nie potrafił nawet sobie wyobrazić jak taki jeden uśmiech potrafi zmienić wyraz twarzy, a prawdą było że przez te kilka sekund Malia wyglądała na zupełnie odprężoną, zadowoloną i nawet mniej szaloną.Cała magia zniknęła jednak, gdy dziewczyna na powrót się odwróciła, kiwając lekko głową. A w geście tym było tyle swobody, jakby dziewczyna na krótką chwilę odleciała z tego świata. Trwało to nie dłużej niż poprzedzający wydarzenie uśmiech, ale niepokój pozostał.
Kalejdoskop, pomyślał Zayn i to wcale nie po raz pierwszy tego dnia.
-Wszystko w porządku?
-Co? Tak w najlepszym.
Stanęła przed drzwiami gabinetu 433. Zayn już zamierzał zapukać, ale drzwi otworzyły się nagle, a jego ręka zawisła tuż przed twarzą Cary. Pośpiesznie ją opuścił, mamrocząc coś pod nosem.
-Spóźniłeś się-psycholożka obdarzyła go srogim spojrzeniem, lecz jej wzrok momentalnie złagodniał, gdy ujrzała dziewczynę.-Malia, ciesze się, że cię widzę. Wejdź, proszę.

2 komentarze: